CORRECT LYRICS

Lyrics : Dealer

Brudne pieniążki kasuję za moje krążki
Piguły słów, te groszki mają smak gorzki
Te rymów wiązki opylam jak diler proszki
Miasta i wioski wyciągną se kiedyś wnioski

Z rączki do rączki to idzie jak ciepłe pączki
Ja kręcę słowa jak jointy, jak fury bączki
Mam dużo tego, że mógłbym zapełniać książki
Dumnie noszę skoki w prążki

Brudne pieniążki kasuję za moje krążki
Piguły słów, te groszki mają smak gorzki
Te rymów wiązki opylam jak diler proszki
Miasta i wioski wyciągną se kiedyś wnioski

Z rączki do rączki to idzie jak ciepłe pączki
Ja kręcę słowa jak jointy, jak fury bączki
Mam dużo tego, że mógłbym zapełniać książki
Dumnie noszę skoki w prążki

Parking, północ, drżą lusterka od basów
Niby wolny mam zawód, lecz na nic nie mam czasu
Po całym dniu hustlowania z wiatrem harcowania
W baniach hajcowania mania nas wzbrania
Pogania
Poranek budzi za oknem mrok
Czy to jeden dzień minął, czy to minął już rok
To jak skok w nadprzestrzeni
Nic tego niе zmieni
Na lat przestrzeni
Wszyscy wyjdą zmiеleni
Złote runo się mieni, świeci ekran smartfona
Wokół beton milczy, zdarłem buty na poligonach
Wokal na majkach, pękły płuca na scenie
Polując z mym plemieniem, dla nich ślę pozdrowienie
Dziwne wrażenie
Gdy tak siedzę w tym aucie
Jakbym zaraz miał umrzeć
Lub miał spinę na starcie
Jakbym wstał po nokaucie
Jakbym śnił, jakbym leciał
Jak przeciąg
Tak jakoś życiorys zleciał
Brudne pieniążki kasuję za moje krążki
Piguły słów, te groszki mają smak gorzki
Te rymów wiązki opylam jak diler proszki
Miasta i wioski wyciągną se kiedyś wnioski

Z rączki do rączki to idzie jak ciepłe pączki
Ja kręcę słowa jak jointy, jak fury bączki
Mam dużo tego, że mógłbym zapełniać książki
Dumnie noszę skoki w prążki

Zasiał ziarno i nie myślał by legalizować
W czasach gdy produkował ten stuprocentowy towar
Bezsenność liczył w dobach, bity dodawały kopa
By nie być kopią kopii, nie odklejał się od kompa
I wypalił to na kompakt
Wpakował w bagażnik
Renoma jak Heissenberg
Na mieście dosyć ważny
Ponad interesy zawsze ten uliczny kredyt
Ale dziś nie kopsam w kredens
Tak jak nie walę krechy
Niestety
Mogę dzisiaj gawiedź rozczarować
Mimo to pcham to dalej niczym dilerzy na blokach
I dobra z tego rolka, linijki zważę w tonach
Płynąłem na emocjach przelewając je na papier
A słuchacz niczym ćpun
Na głodzie, już się drapie
Puszczam darmową zwrotkę
Jestem dobrym chłopakiem
Przemycanym slangiem niczym race na sektory
Dziś wjeżdżamy na rejony by podleczyć chorych

Brudne pieniążki kasuję za moje krążki
Piguły słów, te groszki mają smak gorzki
Te rymów wiązki opylam jak diler proszki
Miasta i wioski wyciągną se kiedyś wnioski

Z rączki do rączki to idzie jak ciepłe pączki
Ja kręcę słowa jak jointy, jak fury bączki
Mam dużo tego, że mógłbym zapełniać książki
Dumnie noszę skoki w prążki

To stylu diler
Zostawiam ich jak beamer w tyle
Wbijam na koniec szpilę
Jak w bilardzie czarną bilę
Dziadzia perpetuum mobile
I młody szczylek
Między OG z Poznania wbijam się szybciutko w chwilę
To jest bezczelne
To łamie szczękę
Jest niewygodne to niedorzeczne
Pierwszorzędne, niewiarygodne
To niebezpieczne jak narzędzie schowane w spodnie
To niepojęte, niezrozumiałe, nieodwrotne
To nie chwilowe jak chwilówka
Proste jak prostownica
Proste jak prostytutka
Lata jak latawica
Uliczne jak ulica
Certyfikowany certyfikat
Mefedron z Targówka
Unikalne jak unikat
To nie skarbówka, nie wnikam
To inna liga
To Mara Salvatrucha tu na poznańskich Jeżycach
To rapu frykas
Fikuśny jak Magiera w bitach
A królik skacze, a nie fika
Witam